BURACZKI
Jeziorak Siemiany Lipowiec

Kanałami do Elbląga

Jako że przez najbliższe dwa lata Kanał Elbląski będzie w stanie remontu, postanowiliśmy przepłynąć go w tym sezonie (2012) i udało się, a oto krótki opis:


Skład:

  • Trzecia Dal - Kasia, Pepik + dwóch chłopców
  • bROCHa - Ja czyli Tomasz

   Wypłynęliśmy z Lipowca 29 lipca koło południ, po uprzednim zaopatrzeniu się w najpotrzebniejsze (tak mi się zdawało) artykuły. Jeszcze przed wejściem na Kragę dopadła nas potężna ulewa, na szczęście było tak ciepło że, można ją było przetrwać w samych kąpielówkach. Przed wejściem w kanały położyliśmy maszty i już nie postawiliśmy ich do końca rejsu.

   Pierwszy odcinek kanału łączący Jeziorak z Miłomłynem jest mało ciekawy, zwłaszcza dla kogoś kto co roku przypływa z Ostródy na Jeziorak. Jedyną ciekawostką może okazać się jezioro Karnickie, które zostało przedzielone przez kanał i można je podziwiać po obu stronach kanału kilka metrów poniżej jego poziomu, no i jeszcze jak ktoś ma szczęście to zobaczy kozła na pochyłym drzewie. Na tym odcinku zaczęły się już prace pogłębiarki, co jest bardzo pozytywną wiadomością, bo kanał jest mocno zamulony i łatwo zahaczyć o gałęzie zalegające na dnie.

   Po minięciu śluzy w Miłomłynie kanał robi się ciekawszy, szerszy, bardziej urozmaicony i z krótszymi odcinkami między jeziorami. Już na tym odcinku przed jeziorem Ilińsk zaobserwowaliśmy rodzinę orłów. Potem jeszcze krótki kawałek kanału i jesteśmy na Rudej Wodzie - długie i wąskie rynnowe jezioro, prawie całe przepłynęliśmy korzystając z dobrego wiatru, nie stawiając przy tym masztów. Powodu nazwy "Ruda Woda" dowiedzieliśmy się w drodze powrotnej, kiedy to Pepik swoimi manewrami zamieszał trochę na dnie.

   Następnym jeziorem jest Sambród, miejsce gdzie postanowiliśmy spędzić noc aby z rana zaatakować pochylnie. Niestety wybraliśmy miejsce przed mostem kolejowym, sądząc iż to koniec jeziora. Błąd ten okupiliśmy spędzeniem wieczora w kokpicie Trzeciej Dali.

   Następnego dnia, po szybkim śniadaniu dotarliśmy do znanych na całym świecie, tylko nie u nas pochylni. W skrócie 5 pochylni z dwoma naprzemiennie poruszającymi się wózkami po szerokich torach napędzanymi siłą spływającej wody.

Szczegóły np. tutaj. Od ostatniej mojej wizyty na pochylniach, a było to 33 lata temu nic się nie zmieniło, może tylko kiedyś ruch był większy. Z obsługą łódki na wózkach miałem początkowo trochę problemów, głównie z powodu że byłem członkiem jednoosobowej załogi, na szczęście bROCHa nie należy do  dużych jednostek i dałem radę, jednak zdecydowanie łatwiej obsługiwać jacht w co najmniej dwie osoby. Niezależnie od trudności przepłynięcie przez kompleks pochylni należy zaliczyć do niezapomnianych i niepowtarzalnych przeżyć, zarówno dla dorosłych jak i dla dzieci. Każdy żeglarz czy kajakarz odwiedzający ten rejon powinien to zrobić.

    Po przejściu pochylni, co zajęło nam kilka godzin, ruszyliśmy w kierunku Jeziora Drużno. Jeżeli pochylnie to gratka dla miłośników techniki, to Drużno stanowi najciekawszą atrakcje dla miłośników przyrody. Po wypłynięciu na szerokie a zarazem zarośnięte wody jeziora poczułem się jak w środku filmu przyrodniczego, a obok mnie w kopcicie łódki siedzi David Attenborough, tylko nie rozumiem co mówi bo zabrakło miejsca dla Krystyny Czubówny. Prawie całe jezioro (po za pogłębionym szlakiem) zarośnięte jest różnego rodzaju roślinnością. Gatunków ptaków jakie można zobaczyć na Drużnie nawet nie próbuje wymieniać. I taki widok ciągnie się przez wiele kilometrów.

   W ten sposób z raju ptasiego wylądowaliśmy nagle w centrum miasta Elbląg - bo to całkiem blisko.  Dogodne miejsce noclegowe znaleźliśmy dopiero na północnych krańcach miasta, w nowiutkiej marinie przy hotelu "Wodnik" - polecam, bardzo sympatyczne miejsce, zwłaszcza że, trafiliśmy na darmową promocję przystani. Jedynym minusem jest odległość od centrum miasta. Do zwiedzania Elbląga wynajęliśmy taksówki. Porządny - trochę spóźniony obiad plus dwa piwa to to trzeba nam było po dwóch dniach na łajbie. Stare miasto chociaż bardzo ładne, można obejść w pół godziny, więc zbytnio nie naraziliśmy nóg na zmęczenie.  

   Po nocy spędzonej w marinie ruszyliśmy w drogę powrotną, ale nie zupełnie taką samą. Postanowiliśmy zaliczyć Jezioro Bartążek, a właściwie Batrężek. Żeby to zrobić trzeba na Jeziorze Ruda Woda odnaleźć kanał (na 2/3 długości jeziora licząc od strony północnej, kanał skierowany jest na wschód). Krótki zaniedbany kręty kanał przez gęsty las skojarzył mi się z filmem "Czas Apokalipsy". Dogodne miejsce na nocleg wypatrzyliśmy na przeciw wyjścia z kanału. To był ciężki dzień 1 sierpnia - Elbląg-Barężek plus pochylnie to kawał drogi.

   W ostatni dzień rejsu przepłynęliśmy Jezioro Bartężek, na którego południowym krańcu znajduje się ośrodek wczasowy i miejscowość Tarda. Bartężek to taki mniejszy Jeziorak - dużo wysepek i zatok, tylko woda o wiele czyściejsza i mało ludzi. W Tardzie byłem na wczasach w 1968 roku mając 2 lata, teraz się trochę wyludniło jak na środek lata. Do wsi nie ma po co się wybierać - nie ma tam nawet sklepiku.

   Po ostatniej kąpieli w przejrzystych wodach ruszyliśmy do "domu" czyli na naszą wspaniałą wyspę. To było udane 4 dni z urlopu, nieco odmienne od tych spędzonych w jednym miejscu i tylko kręceniu się po jednym chociaż najdłuższym jeziorze.

 

Powered by Dailymotion
Rejs 2012

 

 

 


Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja