BURACZKI
Jeziorak Siemiany Lipowiec

Dzień z życia wyspiarza

Dzień z życia wyspiarza - powieść minimalna

Część 1 - Śniadanie

Obudziło mnie słońce, które zaświeciło na mnie przez szybkę sztorcklapy. Wygramoliłem się na ląd i pierwsze kroki skierowałem pod pobliskie drzewa, w
wiadomym celu. W tym roku jest dosyć duży obszar wypalonej trawy, co wskazuje na to, że było spora liczba facetów i wypili dużo piwa - to by się nawet zgadzało.

Szybka poranna toaleta i przysiadłem na ławeczce przy stole. Wszyscy jeszcze chyba spali, choć sądząc po słońcu było sporo po ósmej. Może by jakieś śniadanie zjeść - pomyślałem i otworzyłem sobie piwo. O tej porze piwo jest jeszcze chłodne, gdzieś do południa nadaje się do picia. Jaki to dziś mamy dzień? Chyba piątek. No to zjadą się te wszystkie weekendowe pijaczki. Myliłem się, nie wszyscy spali. Właśnie wraca z kibelka Kotek z krzyżówką, pewnie rozwiązał całą - tak długo go nie było. Zaproponował piwo, wtrącając co drugie słowo "kurza twarz". Tym razem puszkowe - może być. Pssssyt - powiedziała puszka i schowała się do cienia.

Knedlik ze swoją żoną Baśką i chłopcami wyszli z łódki "Hen II" jakiś czas temu i krzątają się przy śniadaniu. Jagodowscy też są w trakcie śniadania, ale u nich to trwa jakieś dwie godzinki. Trzeba by przynieść trochę drewna na weekend - pomyślałem i otworzyłem sobie kolejne piwo ...póki zimne!

Słońce zaczyna coraz bardziej przygrzewać – dobrze że Qsza posadził te drzewa w dziewięćdziesiątym pierwszym, teraz dają sporo cienia. Jezioro jest na razie spokojne, tylko lekka bryza gdzieniegdzie. Kilka jachtów leniwie się przesuwa na tle drzew Bukowca.

Może by tak się wykąpać - pomyślałem i nie otworzyłem kolejnego piwa, tylko zrobiłem jak pomyślałem, jest przecież jakieś 25 stopni. Woda początkowo wydaje się zimna, ale po chwili jest zupełnie w sam raz. Przepłynąłem jakieś 50 metrów i jak wychodziłem to akurat przypłynął Dyrektorek swoją Ejakulacją. Zaproponowałem po piwku, choć odpowiedz była z góry wiadoma. Akurat wstał Qsza i Muł, którzy nie odmówili piwka, no i dołączył Bolesław.

Część 2 - Obiad

 

Dyrektorek długo nie usiedzi na miejscu, więc zaproponował mały rejs. Zebraliśmy ekipę w składzie: Jagodowscy (Bolesław, Aniela i Agnieszka) Jarek, ja i
oczywiście Dyrektorek. Załadowaliśmy na Ejakulację najpotrzebniejsze rzeczy, czyli piwo i odpłynęliśmy przy pomocy Jarka. Ruszyliśmy pod wiatr w kierunku północnym. Minęliśmy Rybackie Kępy i wypłynęliśmy na szersze wody, przed nami widać Czaplak, po lewej PizzaChata, a za nią wejście na jezioro Płaskie. Wiatr zaczął wiać coraz mocniej i pojawiło się trochę żagli. To co żeglarze lubią najbardziej: lekkie przechyły, błyszczące w słońcu grzywacze fal, łopot żagli przy zwrotach i dźwięk otwieranego piwa. A ja teraz siedzę przed monitorem w domu, z głośników słychać Zejmana i jest styczeń, no ale wróćmy na Jeziorak. Zawróciliśmy przed Czaplakiem z powodu kończącego się zapasu browarków. Powrót nie trwał zbyt długo, zwłaszcza że płynęliśmy z wiatrem, parę fotek i byliśmy na miejscu.

A tymczasem na wyspie trwa już gotowanie obiadu, dzisiaj mieszanka mazurska – Jednogarnkowa potrawa składająca się głównie z kapusty, ziemniaków i jakiejś formy mięsa, wymyślona w latach 70-tych, tak aby można było ją ugotować przy pomocy ogniska, jednej konserwy i przy mętnym wzroku kucharzy.

Dzisiaj Qsza jest głównym sprawcą tej trudnej czynności. Nieźle mu to nawet wyszło, zostało tylko trochę na dnie 10-cio litrowego garnka, dla niespodziewanego gościa. I właśnie w tym momencie ktoś nieudolnie próbuje dobić do naszego cypla. Na pewno to nasi – nikt obcy by się nie odważył. No i jasne, to bosonogi Krzysiu i Rumun. Oni z pustymi rekami się nie pojawiają, tym razem taszczą skrzynkę piwa, nawet się dobrze składa, bo nam akurat się skończyło, a po tej mieszance koniecznie trzeba jakiś browar zwalczyć. Jedno rozdanie i pól kratki poszło. Goście kończyli właśnie resztę naszego obiadu gdy zadzwonił telefon Dyrektorka. Po krótkiej rozmowie bąknął coś w stylu, że tu jeszcze przypłynie i tyle go widzieliśmy.

Słońce jeszcze mocno grzało, a piwo jeszcze dobrze chłodziło i o taką równowagę właśnie chodzi w żeglarstwie. Aniela z Agnieszką tworzą listę na zakupy, jeszcze w Siemianach nikt z wyspiarzy dzisiaj nie był, a trzeba uzupełnić zaopatrzenie. No cóż, trzeba ruszyć dupę i uruchomić Muszelkę, a wiadomo że z żeglarstwa najgorsze jest żeglowanie... żartowałem!. Nie jest źle, lista ma tylko 11 pozycji, dołożę tylko swoje dwie mocne i możemy płynąć.

Część 3 - Podwieczorek w Kurce

 Tym razem na zakupy wybrali się ze mną Qsza i Mół – ciekawa perspektywa. Chociaż bywały takie składy osobowe że, zdarzało się nam wrócić z zakupów
po trzech dniach, mam nadzieje że
dziś tak nie będzie.

Trasa z Cypla do Kurki mamy tak opanowaną, że można łódkę puścić samą na wodę i dopłynie na miejsce. Zdecydowaliśmy się jednak sami posterować. Wpasowaliśmy się na swoje ulubione miejsce obok pomostu pola namiotowego.

Jako priorytet wybraliśmy dzisiaj robienie zakupów, poszło dosyć sprawnie chociaż trochę to piwo ciężkie - ktoś powinien wreszcie wynaleźć piwo w proszku. Oczywiście po tak wyczerpujących zajęciach trzeba natychmiast udać się do Kurki Wodnej, a w kurce o tej porze w piątek dosyć dużo ludzi z których na pewno kilku znajomych się znajdzie. Przy stoliku pod zadaszeniem spotykamy Rumuna, listonosza Tadzia i oczywiście krąży gdzieś między barem a stolikami Krzysiu, chociaż jeszcze niedawno był na wyspie. Opróżniliśmy po dwa browarki – no bo co niby mieliśmy w barze robić, a w międzyczasie dotarli: Gaweł z żoną Gosią i synem Karolem i Bandi ze swoją Uklejką. Potem jeszcze się przysiadło parę osób, a na scenie zaczął szaleć jakiś D.J. No name. Udało nam się z tego miejsca wyrwać jeszcze przed zachodem słońca.

Powrót okazał się bardzo spokojny, słaby wiatr ledwo pchał Muszelkę do przodu, a nad Siemianami świeciło duże czerwone słońce na którego tle zauważyliśmy bezszelestnie sunącą w naszym kierunku Ejakulację Dyrektorka. Na szczęście byliśmy dobrze zaopatrzeni i nie baliśmy się długiego rejsu.

Gdy dopływaliśmy do naszego cypla, było już prawie zupełnie ciemno, za to można było usłyszeć odgłosy dobrze zapowiadającej się imprezy ogniskowej, zwłaszcza że przybyło tyle łódek że z ledwością upchnęliśmy swoją łajbę. Dyrektorek chyba będzie się musiał zadowolić drugim rzędem.

 

Część 4 - Kolacji dzisiaj nie będzie

    Na miejscu okazało się, że ognisko jest już rozpalone i drewno też się jakimś cudem znalazło, no ale w powieści wszystko się może zdarzyć. Placyk - jak
zwykle w swoich gumiakach i ubraniu robiącym wrażenie uszytego z tanich zasłon, zajął się rąbaniem drewna. W związku z tym nie mamy nic do roboty, co skutkuje tym, że otwieramy kolejne dzisiaj już naste piweczko.

   Wczoraj wyjechały siostry Kokosowskie, które chętnie zasiadały na wersalce konstrukcji Qszy. Dzisiaj centralną miejscówkę zajęła między innymi Grochówka i Polocha z Iławy. Knedlik założył opaskę na głowę i zaczął swój koncert, a w przerwach zastępował go Wierzchowiec lub Dyrektorek. W ramach kolacji co poniektórzy piekli kiełbaski, które przyniósł Rzadzior.

   Impreza nabrała rozmachu, po tym jak odśpiewaliśmy kilka topowych hitów typu „Staruszek jacht”, czy „Istwensegememegemaros”. Kurica już był wyraźnie zmęczony rozlewaniem siódmej flaszki – potrzebował natychmiastowego przejęcia pałeczki. Potem zaśpiewaliśmy trzy zwrotki „Do sklepu na dole.......

W tym miejscu moja minimalna powieść się urywa wraz z urwanym filmem, a raniutko zobaczymy człowieka o wieeeelkich oczach. Ale to już zupełnie inna historia.

 

definitywny KONIEC

Tekst z roku 2009.

To jest fikcja, wszelkie podobieństwa postaci do osób rzeczywistych jest przypadkowe i niezamierzone.

 


Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja